We wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych, zwane w polskiej tradycji także Dniem Zadusznym myśl nasza kieruje się ku niebu, gdzie są wszyscy święci, ale i nasi drodzy zmarli, którzy nas uprzedzili w ziemskim pielgrzymowaniu do ojczyzny niebieskiej. Śmierć może nadejść niespodziewanie jak złodziej. Wprawdzie psalmista mówi, że miarą naszego życia jest lat siedemdziesiąt albo osiemdziesiąt, gdy mocni jesteśmy, ale czasami nawet kilkuletnie dziecko jest wezwane przez Pana po imieniu i musi opuścić ziemski padół. A po śmierci jest sąd – niebo albo piekło (nie dotyczy to zmarłych dzieci). Głęboko wierzymy w obcowanie świętych i ciała zmartwychwstanie, w życie po życiu. Zapowiada je Księga Proroka Daniela, a zaświadcza o tym Apostoł Narodów. Wierzymy, że sam Chrystus Pan przyjmie nas kiedyś do siebie, bo sam to obiecał, a jest Panem życia i śmierci. Potwierdza to w dzisiejszej perykopie ewangelicznej, wskrzeszając swojego przyjaciela Łazarza, brata Marii i Marty. Gdy przyjdzie nasza chwila pożegnania się z tym światem, oby każdy z nas mógł powiedzieć za św. Pawłem: W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który w owym dniu odda mi Pan, sprawiedliwy Sędzia (2 Tm 4,7–8). Gdy będziemy mogli tak o sobie powiedzieć, osiągniemy cel naszej wiary – niebo.