Filmy katastroficzne, które wchodzą na ekrany, wiele mówią o naszym lęku przed tym, co nazywamy końcem świata. Kolejne wyznaczane daty, kolejne wymyślane przyczyny i wizje powszechnej zagłady – a wszystko po to, by zarobić na ludzkim strachu. Nie trzeba iść do kina, aby zobaczyć we współczesnych wydarzeniach odbicie tego, czego zapowiedź słyszeliśmy w dzisiejszych czytaniach mszalnych – zarówno w przepowiedni proroka Malachiasza z pierwszego czytania, jak i w Ewangelii. Wojny, przewroty, katastrofy naturalne i te spowodowane przez człowieka, coraz powszechniejsze prześladowania chrześcijan… Czy to nie znaki zapowiadające koniec świata? Czy nie powinniśmy zacząć się bać? Zapowiadane przez Jezusa znaki nie mają nas przerażać. Mają przygotować nas na to, co nastąpi później: na Jego przyjście, aby sądzić żywych i umarłych. Mamy się lękać nie Jego przyjścia, ale tego, że nie będziemy na to przygotowani… Dziś kolejny raz Bóg daje nam szansę, byśmy zmienili swoje życie, byśmy przygotowali nasze serca przez miłość. Wykorzystajmy tę szansę, a wtedy na przyjście Chrystusa będziemy oczekiwać nie z lękiem, ale z nadzieją, wołając jak pierwsi chrześcijanie: Przyjdź, Panie Jezu.